Autor |
Wiadomość |
Ferdinand Čatloš |
Wysłany: Czw 15:37, 15 Lut 2007 Temat postu: |
|
Iron szybko wgramolił się na swoją stertę jeżdżącego złomu i ruszył przed siebie puszczając za sobą iskry i zostawiając asfalt w stanie podobnym do pola po wielkiej bitwie. |
|
|
Stanisław Maczek |
Wysłany: Czw 7:14, 15 Lut 2007 Temat postu: |
|
-Uch... <niuch, niuch>... <siorb, siorb> (?)...O motyla noga! To piwo zostało już przetrawione! Jak w '93 na granicy ze Słowacją... Cholera!
Maczek dawno nie czuł się tak zeszmacony... Dla jego suk to normalne, ale on poczuł jakby wstąpił na kolejny stopień wtajemniczenia. Gdy wytoczył się z cysterny i rozłożył na asfalcie jak ostatni menel zza chmur wyszło słońce. Maczek czuł się jak w niebie. Niczego już nie potrzebował.
-Wurf! Wurf! Wrrr... mrrrr.
-Suki złaźcie z tego małego ptaka, pewnie nie był szczepiony! Znowu złapiecie syfa.
Maczek mówił to jakoś bez przekonania... Szczerze mówiąc miał to w dupie kto kogo wydyma w tej oszczanej cysternie. On był wtedy daleeeeko stąd... |
|
|
Władysław Bortnowski |
Wysłany: Czw 0:57, 15 Lut 2007 Temat postu: |
|
Wszyscy rzucili się z pomocą, ale nikt nie docenił dwóch emerytowanych mg.
- <heap>. Chyba trochę przesadziliśmy.
- Siiiiku muuuuszę.
- Zielona budka! Tam jest!
Dwaj nieustraszeni pijacy rzucili się pędem w kierunku upragnionego WC. Niestety na miejscu zauważyli straszny napis:
-AAA, ja już nie mogę.
- Lej na budkę.
- A co ja do reszty upadłem. Zresztą mendy mogą nas złapać.
-....
-....
- Wiem, lejemy z powrotem do cysterny.
- Jesteś pewien
- Nie wiem, przez to ciśnienie nie jestem w stanie myśleć
- No dobra.
Tak długo jak nasi dwaj bohaterowie to nikt nigdy jeszcze nie oddawał moczu. Wszelkie rekordy zostały pobite, nowe były już tak wyśrubowane, że nie nadawały się do pobicia. Ich to jednak nie interesowało. Błogi uśmiech na twarzach, uczucie ulgi, przeważyło wszystko inne.
W końcu skończyli, odczepili cysternę i ruszyli dalej w podróż. Wtedy do Zgrywus przywalił w cysternę, Maczek wskoczył do niej, a Iron zawrócił by naprawić swoją szkodę. |
|
|
Ferdinand Čatloš |
Wysłany: Śro 21:24, 14 Lut 2007 Temat postu: |
|
Iron zrozumiał co zrobił. Podbiegł i szybko zaczął pomagać w opróżnianiu cysterny. |
|
|
Czesław Młot-Fijałkowski |
Wysłany: Śro 20:00, 14 Lut 2007 Temat postu: |
|
Tymczasem na start przybył ON:
-Eee... ekskjuz mi, is dat... eee... wyszczig, zaczenty?
-OH TO CHUCK NORRIS!<wszyscy dookoła zemdleli>
-Bullshit... -Chuck zabrał się do przeszukiwania widzów. Przy jednym znalazł książeczkę: "Speak in Polish in 1 month". Dat ken bi jusful. Przez 30 sekund przeglądał książeczkę...
-No dobra... teraz zabiorę się za szukanie jakiegoś pojazdu. Hej ty! -Zaczął trząść jakimś dzieciakiem. -Czym tu przyjechałeś?
-Tym, plosie pana... -Drżącym głosem chłopiec wskazał na stojącego nieopodal różowego FIATA 126 P.
Chuck błyskawicznie dopadł wozu. Oczywiście nie omieszkał dzieciakowi zostawić czeku w zamian za auto, które mogło ulec paru zniszczeniom. Pierwszym były rozwalone z półobrotu drzwi. W stacyjce nie trzeba było grzebać, wystarczyło źdźbło trawy wyrwane po drodze. Po chwili dumny maluch ruszył w trasę... |
|
|
Stanisław Maczek |
Wysłany: Śro 19:39, 14 Lut 2007 Temat postu: |
|
Maczek jako członek egalitarnej grupy podmiejskich żuli od razu wyczuł, że gdzieś tu się marnuje dobry browar. To było silniejsze od niego.
- Suki!
- Wuff!?
- Nazaaaaaat! Browar się leje!
- Wuff!
Sukom dwa razy nie trzeba było powtarzać. Szmaty wyrobione są jak mało kto. Zwabiła je też wizja papuga, który tonie w piwie i potrzebuje pomocy... Jakie one romantyczne.
Wracając do cysterny Maczek ujrzał pędzącego Irona, który śmiał się szyderczo w głos, wtedy gdy Maczek ledwo wstrzymywał łzy widząc scenę ze swych najgorszych koszmarów...
- To tam piwo grunt użyźnia, a ten skurwiel się jak prezenter pogody śmieje!? Suki! Na niego!
- WRR!!!
Rydwan popędził centralnie na czołowe z Ironem, który śmiać się powoli przestawał...
Iron próbował ratować się ostrym skrętem na lewice jednak nie wyszło mu to na dobre, tak jak demokratom.pl. Rydwan wyrżnął w prawy bok moherowej kupy żelastwa. Maczek z pianą na ustach zaliczył ostatni wyskok i szczęśliwe trafił do cysterny z piwem... Podobnie jego suki, które zaczęły nurkować w poszukiwaniu papuga... |
|
|
Wilhelm List |
Wysłany: Śro 18:38, 14 Lut 2007 Temat postu: |
|
<papug> Ty ta laska ma laskę..
- dobra Miriam nie jest zła ... MIRIAM BLEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
15 minut później 3 litry rzygów mniej...
Zbieramy się do wozu bo chyba wszyscy nas minęli..
<Papug> Chudini..
-czego?!
<papug> Znowu wsiadłeś do kontenera na śmieci -_-`
-Fuck!!
I pomknęła maszyna po asfalcie gnając za uciekająca czołówką wyścigu.
Stojącym przy monopolu dresom aż sie paski poskręcały w zgrabne sploty. Dziewką podwiało sukienki a starcom powypadały zęby na asfalt.
Tymczasem dzielna ekipa tekturowego czołgu prowadziła ożywioną dysputę na tematy nadwyraz ważne i wraże...
- Następnym razem najpierw macamy potem reanimujemy
<papug> Sam chciałeś..
- Najpierw MACAMY!!
<Papug>przecież wiesz ze masz - 15 dioptri
- A własnie kto prowadzi,,,
<Papug> GPS
- a to luzik...
I przywalili w cysternę z Piwem teamu Rag&Brass |
|
|
Ferdinand Čatloš |
Wysłany: Śro 14:55, 14 Lut 2007 Temat postu: |
|
Iron skorzystał z zaistniałej sytuacji i dodał gazu. Pozbawione opon koła zrywały za sobą asfalt. Wyciągnął jedną z lasek i przebił nią na wylot cysternę z której zaczął cieknąc złoty płyn. Żule zwabione zapachem zlazły się z okolicy.
Ale Iron nie miał dość. Nacisnął jakiś dziwny przycisk i koła zmieniły kształt na kule. Za ironem pozostało tylko asfaltowe rozorane pole. |
|
|
Władysław Bortnowski |
Wysłany: Śro 11:58, 14 Lut 2007 Temat postu: |
|
- Patrz, Papug jeszcze nie skapnął się, że maca tranwestytę. Mówimy mu?
- Żeby nam oko wydziobał. Daj spokój, jedziemy dalej!
- Chciałeś powiedzieć pijemy...
- No fakt.
I tak niezagrożeni przez nikogo nasi dwaj dzielni podróżnicy zbliżali się jako jedyni uczestnicy do mety. Gdy nagle wyprzedziło ich jakieś gówno zapieprzające z prędkością rakiety w kształcie rydwanu ciągniętego przez suki:
- Ekhm...
- Nom...
<drap><drap>
- Jest problem
- Zgrywa mamy z głowy, Iron jak zwykle zaspał, ale z Maczkiem mogą być problemy.
- Dobra, założę hełm i włosom nic się nie stanie.
- Nie o to chodzi, ciągniemy cysternę piwa za sobą, nie pojedziemy szybciej.
- Więc istnieje tylko jedno możliwe wyjście z tej sytuacji
- Zgadzam się.
Ragnus zatrzymał motocykl, po czym obaj szybko z niego wysiedli. Każdy wyjął gumowy wężyk i podłączył do jednego kraniku z tyłu cysterny:
- Pamiętaj, wystarczy otworzyć przełyk. Reszta sama wpłynie.
I odkręcili |
|
|
Stanisław Maczek |
Wysłany: Wto 7:59, 13 Lut 2007 Temat postu: |
|
Wśród całego tumultu jaki wzbudziło rozjeżdżanie rydwanem komentatora Maczek przegapił sygnał startu. Jak zwykle w takich okolicznościach zachował zimną krew...
- O k***a mać! Znowu dałem d**y! No ja p****e, czy ja zawsze muszę coś odp****ć? Nigdy się to do c***a nie zmieni!?
Ten okrzyk wojenny podziałał jak ostra biegunka na jego dwie bure suki, które powodowane ambicją i chęcią zgwałcenia papuga, który wyraźnie wpadł im w oko ruszyły z linii startu kierując się na węch! Rydwan popędził z wiatrem...
- GŁUPIE SUKI! NIE W TĄ STRONĘ!
Niestety węch zawodzi już te dwie suki, bo są stare i za dużo koksu się nawąchały... Maczek jednak miał tajną broń, która miała odwrócić bieg wypadków.
- Widze, że nie mam innego wyjścia. E! Suki! - Suki odwróciły się machinalnie. - Dopalacz! Suki zawyły z rozkoszy gdy Maczek rzucił im flaszkę chloroformu! Ich zawszone owłosienie zastępuje chusteczkę, więc wystarczyło, że polały się trichlorometanem bezpośrednio po ryju. Tego im było trzeba. Po paru wdechach suki poczuły, że chloroform blokuje dostęp tlenu do ich mózgu, świat zaczął wirować!
Wbrew powszechnym opinom nie zasnęły! Wręcz przeciwnie... Maczek zdążył jeszcze pomachać papugowi macającemu jakiegoś starego bezzębnego transwestytę. |
|
|
Władysław Bortnowski |
Wysłany: Pon 22:24, 12 Lut 2007 Temat postu: |
|
- Ragnus, dawaj tego browara. Ty prowadzisz, to ja mogę pić.
- A co to ma do rzeczy?
- Nie wolno pić i prowadzić. Możesz spowodować wypadek. Dawaj!
- Ej, ale jest 1939, jeszcze nie zakazano prowadzić pod wpływem
- Fakt. To pij sobie, ale daj mi też
- Luz, z potrzebującym trzeba się dzielić.
Jadąc tak beztrosko i żłopiąc trzecie piwo udało im się osiągnąć zawrotną prędkość jednostki zmotoryzowanej generała Maczka.
- Rag, uważaj. Przez te dwa kilosy na godzinę za mocno rozwiewa mi włosy. Wiesz ile układałem te włosy?
- hmm 30 sekund.
- Zgłupiałeś? 12 sekund.
- A no tak.
- Wiesz ile mogłem wtedy wypić. Jak rozwalisz mi fryzure znowu nie będę mógł pić.
- Chcesz wygrać czy nie
- Chcą pić
- No dobra zwolnię, tylko jak zwolnimy za bardzo to będziemy musieli ciągnąć za sobą z cysterną piwa, by nie skończyło się pomiędzy monopalami.
- Widzisz jakiś problem
- Nie.
- To się zatrzymaj. Tu sprzedają specjalne cysterny piwa do motorów. |
|
|
Ferdinand Čatloš |
Wysłany: Pon 21:00, 12 Lut 2007 Temat postu: |
|
Nagle na starcie, nieco spóźniony jak zwykle na takie okazje przybywa Iron Lycan. Pedałuje ile tylko sił w nogach na swym .... pięciokwadratokołowym czymś co przypomina stertę żelastwa z wykorzystaniem kradzionych lasek od mocherów.
Iron zaczął pedałować tak energicznie iż gumą z opon spaliła się i jechał na samych felgach. Które o dziwo dzięki kwadratowej konstrukcji dawały lepsze osiągi. |
|
|
Wilhelm List |
Wysłany: Pon 19:46, 12 Lut 2007 Temat postu: |
|
Ladies dżentelladies i ty człowieku w 3 rzędzie Oto start wspaniałego niewiarygodnego, boskiego wyścigu wielkiej Przygłupickiej. - Spiker dał znak i z rewolwerem na scenę wystąpił sam Brian Solo zwycięzca jednej edycji wyścigu. Na dany przez piękną & powabną damę znak Brian wystrzelił.
Drodzy państwo
<bang>
Tak słodko i zaszczytnie... umierać... na piersiach.... eeeee.....hrhrh...
Niestety w skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności ten kretyn Brian zastrzelił narratora którego rolę przejmuję teraz ja Jarzabek odezwał się głos w głowach publiczności i zawodników. - A ty Brian weź lepiej Spier.....
Przykry (dla narratora z całą pewnością) incydent nie zepsuł humoru naszym zawodnikom i krutko po wystrzale w ciągu 0,0000001 sekundy pedały ruszyły do przodu. Tekturowy czołg pomknął niczym strzała przed siebie zostawiając na pierwszej prostej dwa płonące ślady po oponach, kupkę papuziego guano i 4 flaszki waniające podejrzanie.
Tak oto potężny pojazd bojowy pomknął z niewiarygodną prędkością w kierunku....
- Dzień dobry sześciopak piwa proszę i butelkę rumu dla kolegi..
<dzyń>
- a dziękuję a kartę stałego członka organizacji wspierajęcej browary polskie honorujecie???
- tak
- o to dziękuję, proszę oto karta
- Chmielowa!!! Taką to tylko zasłużonym wydają.. <mdleje>
-Papug ratujemy panią , ja usta usta a ty masaż piersi. Co mnie Kwa obchodzi, że małe ma życie kobiecie ratujemy. Wot Swołocz
<papug><gniu> <gniu> |
|
|
Stanisław Maczek |
Wysłany: Nie 13:18, 11 Lut 2007 Temat postu: |
|
Proszę państwa! Kto to jest! Ja pytam kto to jest! Ależ tak! Tak! Toż to sam płk. Maczek na swoim paździeżowym rydwanie domowej roboty! Za rydwanem powiewa flaga Związku Wypędzonych, a do rydwanu zaprzęgnięte są dwie bure suki! Może uda się nam zamienić z nim parę słów!
*tłum skanduje - "Maczek, Maczek, Maczek!"
- Panie Maczek! Panie Maczek! Niech pan powie, co to jest!
- Ha! To są zwykłe suki.
- Genialne... A ten pojazd!?
- To jest ukoronowanie polskiej myśli technicznej! Ale tak między nami to tak naprawdę to jest zwykłe gówno.
- Gówno! Tak, to jest geniusz! Słyszeli to państwo? Przyjechał na zwykłym gównie! Czy to nie wspaniałe? Brawa dla niego! Jak pan tworzył to gówno!?
- Zebraliśmy się ze szwagrem i jego kolegami z wojska, tylko tak pracować się nam za bardzo nie chciało. To poszliśmy na "Komandosa". I tak zleciały dwa miesiące, obudziłem się bez gaci w tureckim burdelu i...
- Dziękujemy! Dziękujemy panu, to było bardzo inspirujące...
- Chciałem pozdrowić...
- A gówno mnie obchodzi kogo pan chciał pozdrowić!
- Łożesz Ty!
- Co pan robi! Panie! Gdzie z tym gównem! Aaaa! Aaaa! Ludzie! Gwałtu! Mordują!... |
|
|
Władysław Bortnowski |
Wysłany: Nie 13:13, 11 Lut 2007 Temat postu: |
|
Na lini startowej nie mogło oczywiście zabraknąć kolejnego weterana:
Podjechał na swoim nowiutkim chopperze z wymalowanym hasłem "I'm a Rebel!". W dołączonym z boku kabinie siedział z przygotowanymi koktajlami Mołotowa i ręcznym karabinkiem na zatrute strzałki sprowadzony z samego centrum obozu pracy w Niemczech Brasidas.
Ten duet nie zamierzał tylko cieszyć się z wyścigu. Chciał oszukiwać, kantować, szmuglować, przekupywać, niszczyć, a po drodze rabować, gwałcić i plądrować tylko po to by zgarnąć główną nagrodę. |
|
|